sobota, 30 października 2010

Zabieg


- Połóż go, przyjacielu, na stole narzędziowym. - zazgrzytał Borubar wskazując cienkim ramieniem warsztatowy blat. Odczekał aż Rdzawiec posłusznie wykona polecenie po czym zwrócił się do niego ponownie: - A teraz bądź łaskaw odsunąć się, dobry przyjacielu.

Z racji swojej wielkiej mądrości Borubar nie zwykł mieć wrogów. Każdy robot z Pasa Limb, nawet renegat czy banita rozumiał, że korzyści płynących z istnienia starego mędrca jest więcej niż zagrożeń. Borubar mieszkał tu od niepamiętnych czasów i zawsze był gotów udzielić pomocy każdemu potrzebującemu. Potrafił naprawić prawie każde uszkodzenie, a przy tym nie zadawał zbędnych pytań. Nawet najgorsze zakapiory darzyły go pewnym szacunkiem, choć oczywiście nigdy otwarcie by tego nie przyznały. Borubar mógł więc pozwolić sobie na komfort uznawania każdego przybysza za przyjaciela.

Rdzawiec, odstąpił na kilka długich kroków od stojących wokół Borubara butli z propanem i usiadł ciężko na klepisku. Borubar jeszcze raz uważnie przestudiował zapis zdarzeń na taśmie, po czym przystąpił do oględzin pacjenta. Wpierw dokładnie ostukał go całego miedzianym młotkiem, następnie zdemontował pokrywy sterowników kończyn, odkręcił panel czerepu i dostał się do płyty głównej. Długo sprawdzał ciągłość ścieżek i stan okablowania przy pomocy miernika po czym podłączył do mózgu pacjenta konsolę serwisową w trybie 'debug'.

Rdzawiec w międzyczasie zapadł w głęboką drzemkę spowodowaną dogasaniem węgla w jego piecu i przejściem układów logicznych w tryb energooszczędny. Nie widział więc jak Borubar usunął pacjentowi pokrywę korpusu, wymontował pompę oleju i z rozszczelnionej instalacji pobrał próbkę do analizy. Oglądał ją potem przez wielki okular, potem jeszcze przez laboratoryjny mikroskop.

Godziny mijały, aż wreszcie leżący na stole warsztatowym robot rozmontowany był na podsystemy, a Borubar podłączał do niego skomplikowaną aparaturę ciśnieniową. Przy jej pomocy przetoczył stary olej silnikowy, zastępując go nowym syntetykiem pierwszego sortu.
Następnie precyzyjnie wylutował opuchnięte kondensatory z układów pacjenta i wstawił nowsze, przyniesione niegdyś przez Rdzawca. Na koniec podłączył wszystko do zasilacza stabilizowanego i podał napięcie na obwód zasilania pacjenta. Z zadowoleniem patrzył jak wisząca za krawędzią stołu na wiązce kabli i przewodów hydraulicznych dłoń spalinowca zaciska się w pięść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz