sobota, 11 czerwca 2011

Protix wkracza do gniazda piratów

Protix żwawo zszedł po stromym zboczu na wykute w skale nabrzeże. Między pordzewiałymi słupami, podtrzymującymi żuraw wyładowczy, czerniał otwór śluzy wejściowej. Zewnętrzne wrota były otwarte. Wszedł do środka i przełożył wajchę sterującą pracą śluzy. Zewnętrzne wrota zasunęły się opornie. Z niewielkich dysz w suficie zaczęła się sączyć mieszanka azotu i tlenu, aż wypełniła całą komorę, skraplając się na wyziębionych ścianach, na pancerzu Protixa, a także na jego soczewkach. Wkrótce pomieszczenie nagrzało się na tyle, że cała wilgoć odparowała. Odpalił piłę. Udało mu się to dopiero po czwartej próbie, bo zgęstniałe paliwo nadal z trudem sączyło się do komór spalania. Trzymając broń w pogotowiu, ponownie przełożył wajchę, tym razem do oporu. Wewnętrzne wrota otwarły się ze zgrzytem i głośnym sykiem, towarzyszącym gwałtownemu wyrównaniu ciśnienia w śluzie i wewnątrz kryjówki.


Zza drzwi padł snop jaskrawego światła a jego tle czerniała duża, toporna sylwetka. Jeden sprawny ruch piły pozbawił jej głowę łączności z korpusem.

Za śluzą rozpościerała się spora hala o regularnym kształcie, lecz niezbyt starannie wygładzonych ścianach. Pomimo znikomej grawitacji planetoidy, podłoga przy wejściu była mocno wytarta. Widocznie przez piracką dziuplę przewijały się pokaźne ilości towarów. Świadczyły o tym również sterty narzędzi, beczek z paliwem, części zamiennych i innych drogocennych łupów, piętrzące się aż pod dość wysoki sufit.


Protix nie mógł poświęcić tym zagadnieniom baczniejszej uwagi. Zwielokrotniony echem łoskot osuwających się stalowych zwłok skierował na niego uwagę całej czeredy tępych osiłków, zajętych do tej pory ustawianiem zagrabionych towarów w stosy. Rzucili się w kierunku śluzy, po drodze chwytając ciężkie drągi, młoty i co tylko było pod ręką. Plan Protixa aby niepostrzeżenie wśliznąć się do kryjówki wziął w łeb. To samo zrobił pierwszy z nadbiegających piratów. Następny zaatakował celując zaostrzonym drągiem w soczewki Protixa, lecz chybił celu. Potężny cios stalowej pięści wygiął aluminiową osłonę jego rozrządu. Przerażający zgrzyt rozdarł powietrze a drobne czarne kropelki oleju, tryskające z unieruchomionego silnika, błyskawicznie zastygły na wciąż lodowatym pancerzu Protixa. Spomiędzy stert żelastwa jeden po drugim wybiegali kolejni bandyci, tylko po to, by zaraz paść pod bezlitosnymi ciosami pancernej pięści i cięciami spalinowej piły.

środa, 8 czerwca 2011

Skraj znanego świata

Pierwszego delikwenta Protix zlokalizował jeszcze w czasie lotu - stał na sporym głazie i przyglądał się odlatującym transportowcom. Spalinowiec zatoczył spory łuk aby nie znaleźć się w polu widzenia pirata. Nadleciał do niego od tyłu, niesłyszalny w międzyksiężycowej próżni. Pod potężnym uderzeniem pancernej stopy, kondensatory, lampy, śrubki i druciki, składające się na głowę pirata, efektownym pióropuszem rozsypały się na wszystkie strony, bez trudu uwolniły z wątłego pola grawitacyjnego planetoidy i poszybowały w przestrzeń. "Nie powinienem..." - pomyślał Protix - "taka rozrzutność nie przystoi, gdy tysiące młodych robotów cierpią z braku podzespołów". Wstrzymał wierzchowca i osadził go w zagłębieniu szorstkiej powierzchni planetoidy, sam zaś podszedł do truchła bandyty. Jego silnik wciąż jeszcze pracował a kończyny niezbornie wierzgały pod wpływem iskrzenia w obwodzie sterującym. Protix ukląkł i po chwili wahania odłączył akumulator. Poczuł siarczysty mróz, przenikający na wskroś całą jego konstrukcję. Tu, w Pasie Limb, na skraju znanego świata, w czasie czarnego zmierzchu naprawdę można było poczuć ogrom i potęgę kosmosu. Protix spojrzał w stronę Korony Giganta. "Niedługo się skończy - nie ma czasu do stracenia" - pomyślał i natychmiast ruszył w kierunku wystającej zza horyzontu plątaniny stalowych belek.