środa, 6 lipca 2011

Bezcenne trofeum


Tak przemierzywszy halę magazynową, Protix stanął w progu skromnej kanciapy.
- Chwileczkę, pogadajmy. 98? - zagaił cherlawy kaszlak, nerwowym ruchem ściągając z półki starą kankę i podsuwając ją Protixowi.


- Dobra, dobra. Gdzie Rogurix?
- Oj, taką wiedzą nie dysponuję. Zajmuję się wyłącznie prowadzeniem magazynu.
- Więc giń, szumowino!
- Nie, proszę!
- Powiesz?
- Stop! Czy trzeba tak brutalnie? Jestem jedynie ofiarą tego zbira! Zmusił mnie do pracy w tym koszmarnym miejscu. Pomóż mi! Przez całe lata czekałem na wybawienie z tej opresji!
- Łżesz.
- Istotnie. Jednak skrzywdzenie każdego robota jest niedopuszczalne, nawet jeżeli brał on udział w niecałkiem legalnych przedsięwzięciach. Zresztą nie masz prawa nas osądzać. Rościsz sobie prawa zarezerwowane wyłącznie dla Domen?
- Unicestwiając jednego rzezimieszka ratuję dziesięć uczciwych robotów. Bilans jest dodatni.

Piła Protixa przecięła na pół wciąż trzymaną przez bandytę kankę z benzyną, powodując jej gwałtowną eksplozję, która rozerwała mizerną postać na kilka części. "Znalazł się mądrala" - pomyślał Protix i przystąpił do metodycznego przeczesywania kanciapy. Z zalegających magazyn korpusów dobywały się rwane zgrzyty, syki i odgłosy iskrzenia. Czułe sensory Protixa wychwyciły też coś, co brzmiało jak ostrożne stąpanie. Nie było jednak możliwości aby któryś z piratów zdołał stanąć na własnych pedipulatorach, więc Protix uznał odgłos kroków za efekt niedoskonałości własnego oprogramowania i skupił uwagę na jedynym ciekawym znalezisku, jakiego tu dokonał. Była to całkiem nowa radiostacja dalekiego zasięgu, obiekt pożądania każdego wędrowca zagubionego na peryferiach Dysku.

sobota, 11 czerwca 2011

Protix wkracza do gniazda piratów

Protix żwawo zszedł po stromym zboczu na wykute w skale nabrzeże. Między pordzewiałymi słupami, podtrzymującymi żuraw wyładowczy, czerniał otwór śluzy wejściowej. Zewnętrzne wrota były otwarte. Wszedł do środka i przełożył wajchę sterującą pracą śluzy. Zewnętrzne wrota zasunęły się opornie. Z niewielkich dysz w suficie zaczęła się sączyć mieszanka azotu i tlenu, aż wypełniła całą komorę, skraplając się na wyziębionych ścianach, na pancerzu Protixa, a także na jego soczewkach. Wkrótce pomieszczenie nagrzało się na tyle, że cała wilgoć odparowała. Odpalił piłę. Udało mu się to dopiero po czwartej próbie, bo zgęstniałe paliwo nadal z trudem sączyło się do komór spalania. Trzymając broń w pogotowiu, ponownie przełożył wajchę, tym razem do oporu. Wewnętrzne wrota otwarły się ze zgrzytem i głośnym sykiem, towarzyszącym gwałtownemu wyrównaniu ciśnienia w śluzie i wewnątrz kryjówki.


Zza drzwi padł snop jaskrawego światła a jego tle czerniała duża, toporna sylwetka. Jeden sprawny ruch piły pozbawił jej głowę łączności z korpusem.

Za śluzą rozpościerała się spora hala o regularnym kształcie, lecz niezbyt starannie wygładzonych ścianach. Pomimo znikomej grawitacji planetoidy, podłoga przy wejściu była mocno wytarta. Widocznie przez piracką dziuplę przewijały się pokaźne ilości towarów. Świadczyły o tym również sterty narzędzi, beczek z paliwem, części zamiennych i innych drogocennych łupów, piętrzące się aż pod dość wysoki sufit.


Protix nie mógł poświęcić tym zagadnieniom baczniejszej uwagi. Zwielokrotniony echem łoskot osuwających się stalowych zwłok skierował na niego uwagę całej czeredy tępych osiłków, zajętych do tej pory ustawianiem zagrabionych towarów w stosy. Rzucili się w kierunku śluzy, po drodze chwytając ciężkie drągi, młoty i co tylko było pod ręką. Plan Protixa aby niepostrzeżenie wśliznąć się do kryjówki wziął w łeb. To samo zrobił pierwszy z nadbiegających piratów. Następny zaatakował celując zaostrzonym drągiem w soczewki Protixa, lecz chybił celu. Potężny cios stalowej pięści wygiął aluminiową osłonę jego rozrządu. Przerażający zgrzyt rozdarł powietrze a drobne czarne kropelki oleju, tryskające z unieruchomionego silnika, błyskawicznie zastygły na wciąż lodowatym pancerzu Protixa. Spomiędzy stert żelastwa jeden po drugim wybiegali kolejni bandyci, tylko po to, by zaraz paść pod bezlitosnymi ciosami pancernej pięści i cięciami spalinowej piły.

środa, 8 czerwca 2011

Skraj znanego świata

Pierwszego delikwenta Protix zlokalizował jeszcze w czasie lotu - stał na sporym głazie i przyglądał się odlatującym transportowcom. Spalinowiec zatoczył spory łuk aby nie znaleźć się w polu widzenia pirata. Nadleciał do niego od tyłu, niesłyszalny w międzyksiężycowej próżni. Pod potężnym uderzeniem pancernej stopy, kondensatory, lampy, śrubki i druciki, składające się na głowę pirata, efektownym pióropuszem rozsypały się na wszystkie strony, bez trudu uwolniły z wątłego pola grawitacyjnego planetoidy i poszybowały w przestrzeń. "Nie powinienem..." - pomyślał Protix - "taka rozrzutność nie przystoi, gdy tysiące młodych robotów cierpią z braku podzespołów". Wstrzymał wierzchowca i osadził go w zagłębieniu szorstkiej powierzchni planetoidy, sam zaś podszedł do truchła bandyty. Jego silnik wciąż jeszcze pracował a kończyny niezbornie wierzgały pod wpływem iskrzenia w obwodzie sterującym. Protix ukląkł i po chwili wahania odłączył akumulator. Poczuł siarczysty mróz, przenikający na wskroś całą jego konstrukcję. Tu, w Pasie Limb, na skraju znanego świata, w czasie czarnego zmierzchu naprawdę można było poczuć ogrom i potęgę kosmosu. Protix spojrzał w stronę Korony Giganta. "Niedługo się skończy - nie ma czasu do stracenia" - pomyślał i natychmiast ruszył w kierunku wystającej zza horyzontu plątaniny stalowych belek.

niedziela, 15 maja 2011

Kryjówka piratów

Protix ruszył za leciwymi transportowcami. Utrzymywał bezpieczny dystans i dbał o to aby przez cały czas pozostawać w cieniu - światło Gwiazdy odbite od połyskliwego poszycia rumaka mogło bowiem zaalarmować piratów. Tak jak oczekiwał, wkrótce oba statki zacumowały przy sporej planetoidzie. Spalinowiec zajął zasłoniętą pozycję na jednym z tysięcy rozrzuconych po okolicy okruchów skalnych i obserwował poczynania rzezimieszków. Z tej pozycji mógł zauważyć niewielkie doki, wyciosane w skale i przez to z daleka prawie niewidoczne, oraz dźwigi przeładunkowe, sklecone byle jak ze starych, zardzewiałych kratownic, wyszabrowanych zapewne z jakiejś opuszczonej kopalni. Konstrukcje te zapadłyby się pod własnym ciężarem na każdym z księżyców Giganta, tutaj jednak, dzięki znikomej grawitacji, doskonale spełniały swoją rolę.



Transportowce odbiły od nabrzeża tuż przed czarnym zmierzchem - początkiem krótkiego okresu, gdy całą okolicę spowija cień Giganta. Był to dla Protixa idealny moment na podjęcie akcji. Nastawił sensory wizyjne na najwyższą czułość, dosiadł rumaka, i na niskim ciągu ruszył w stronę kryjówki piratów.

piątek, 7 stycznia 2011

Zagubiony w Pasie Limb

Protix wyruszył na poszukiwania Rogurixa. Nauka obsługi Rumaka zajęła mu ledwie kilka chwil. Po godzinie jazdy był już w stanie doskonale kontrolować jego zachowania. Niebawem z zadowoleniem stwierdził iż Rumak pozwala na niezwykle sprawne poruszanie się w gąszczu mniejszych i większych skalnych i lodowych okruchów tworzących Pas Limb. Ponieważ nie znał jeszcze dokładnie możliwości wierzchowca, nie mógł zaryzykować dłuższej podróży. Postanowił więc poszukać śladów Rogurixa na miejscu. Oczywiście podjęcie walki z Węglorzyńcą na jego własnym terenie nie wchodziło w grę ale Protix liczył na zdobycie jakichś cennych informacji na temat renegata. Tymczasem jednak spalinowiec nie wiedział nawet dokładnie gdzie sam się znajduje. Pospiesznie opuszczając pustelnię Borubara nie spytał o dokładne położenie, ponieważ nie miał ochoty zdradzać się z nieznajomością terenu. Tym bardziej niezręcznie byłoby pytać każdego napotkanego w Pasie Limb robota, czy nie wie przypadkiem, którędy dotrzeć do kryjówki Rogurixa - najgroźniejszego znanego herszta bandytów. Pozostawało zatem liczyć na cud i modlić się o jakąkolwiek wskazówkę z Sieci. W tych przeklętych i opuszczonych przez Domeny stronach była jednak na to bardzo wątła nadzieja. "Gdybym posiadał jakiś potężny artefakt sieciowy", myślał z rezygnacją Protix, "wówczas z pewnością zesłano by mi jakąś wizję. Bez tego spędzę na tym pustkowiu całe lata nim odnajdę trop".


Nie minął jednak nawet jeden Megalosjański dzień a w oddali zabłysły silniki dwóch niewielkich okrętów, zmierzających w kierunku dużej planetoidy. Niechybnie kierowały się do jednej z licznych bandyckich melin. To już mógł być jakiś punkt wyjścia do dalszych poszukiwań.